Kiedy karta walk gali FEN 26 została ułożona i która walka zapowiada się najciekawiej? Czy we Wrocławiu FEN zorganizuje najlepszą galę 2019 roku i jakie są plany na kolejne 12 miesięcy? Czy obawia się o frekwencję w hali Orbita i czy Wrocław tęsknił za FEN? Zapraszamy do przeczytania rozmowy z Pawłem Jóźwiakiem, prezesem Fight Exclusive Night.
24 dni przed galą FEN zamknął kartę walk 26. edycji.
Paweł Jóźwiak: A mogliśmy zrobić to dużo szybciej, bo wszyscy zawodnicy o swoim występie we Wrocławiu wiedzą od bardzo dawna. 24 dni, a równie dobrze mogło być 40 czy nawet więcej, ale nie można odkrywać wszystkich swoich kart zbyt szybko. Mam nadzieję, że wszyscy będą zdrowi i taki skład zaprezentuje się w hali Orbita.
Trudno było ułożyć tę kartę walk?
PJ: Nie, już po FEN 24 wiedziałem, jak ta karta ma wyglądać. Chodzi oczywiście o trzon, bo resztę dobierałem sukcesywnie. Podczas gali w Ostródzie karta była w 90% gotowa. Zawodnicy chcą u nas walczyć, sami dzwonią i pytają, czy znajdzie się dla nich miejsce na karcie walk. Jeżeli zawodnik chce walczyć, prezentuje odpowiedni poziom, potrafi pomóc nam w promocji wydarzenia, to może u nas występować bardzo często.
Problem z częstotliwością walk doskwiera zawodnikom w wielu organizacjach.
PJ: Wiem, ale my patrzymy na siebie. Grzebyk chciał walczyć w drugiej połowie roku – proszę bardzo. Dusza z Zadorą byli brani pod uwagę podczas gali w Ostródzie. Jednemu urodziła się córka, drugi miał ślub, kupił dom itp. – ja to wszystko rozumiem. Uporządkowali swoje sprawy, porozmawialiśmy, są gotowi – możemy dawać ich na kartę walk.
Niektórzy między walkami na FEN walczą poza organizacją.
PJ: I bardzo się z tego cieszę. Rębecki wygrał Chinach, Bajor w Rosji, gdzie wszyscy boją się walczyć. Łopaczyk próbował się odbudować, więc dostał możliwość stoczenia dwóch walk poza federacją, żeby nabrać pewności siebie przed kolejnym wyzwaniem, które na niego czeka. Żaden z naszych zawodników poza FEN nie przynosi wstydu. Powiem więcej – jestem z nich dumny, bo nie są tylko bohaterami w swojej własnej piaskownicy. Ich poziom łatwo można zweryfikować. Ta weryfikacja stawia nas w dobrym świetle.
We Wrocławiu będzie bardzo dużo „ciasnych” walk.
PJ: Wiadomo – są faworyci więksi lub mniejsi – to jak wszędzie. Mógłbym budować Łopaczyka zestawiając go z boomem, aby wygrał łatwo i mielibyśmy młodego chłopaka z długą serią zwycięstw na naszych galach. Po co? Kibiców nie można oszukiwać, wiedza na temat MMA jest coraz większa, a moim celem nie jest zrobienie gali, podczas której wygrają wszyscy zawodnicy z czerwonego narożnika. Taki sport mnie nie interesuje. Stąd przed Tymkiem stoi wyzwanie. Jak przed każdym, kto wejdzie do klatki.
Dusza z Gniadkiem…
PJ: To będzie hit. To będzie – kto wie – być może najlepsza walka 2019 roku w polskim MMA. Nie żartuję, mówię poważnie. To może być pojedynek podobny do tego Grzebyka z Gniadkiem – absolutnie wyjątkowa bitwa, która skończyć się może w każdy sposób. Nie mam pojęcia, kto wyjdzie z niej zwycięsko.
Kijańczuk natomiast wygrać musi.
PJ: Musiał i miał zdaniem wielu wygrać również z Kowalskim, ale nie potrafił zachować zimnej krwi i dał się zaskoczyć bardziej doświadczonemu od siebie zawodnikowi. Jeżeli znowu Rafał wejdzie przebojem w ten pojedynek, to Zontek to wykorzysta. On potrafi sprawiać niespodzianki, potrafi zaskakiwać. Kijańczuka czeka ciężka przeprawa.
Aktualny czy były mistrz? Kto wygra w jedynej na karcie walk walce w K-1?
PJ: Na pewno obaj chcą wygrać i obaj wiedzą, jak to jest być na szczycie. Faworytem jest Zadora, który jest wyraźnie na fali, ale rozmawiałem jakiś czas temu z Wojtkiem i nigdy nie widziałem go tak pewnego siebie. Dużo pracuje nad techniką bokserską ze swoim bratem i byłym trenerem Tomasza Adamka, Gusem Currenem. On naprawdę wierzy w to, że znowu wejdzie na szczyt.
Grzebyk żegna się z kategorią średnią?
PJ: Przed walką wspominał o tym, ale w sporcie nigdy nie można być niczego w stu procentach pewnym. Na pewno docelowo Andrzej celuje w kategorię półśrednią, mimo że nie ma dużego doświadczenia w pojedynkach w limicie 77. Zdaje sobie sprawę ze wszystkich atutów, które w półśredniej będą po jego stronie, a którymi nie będzie górował nad rywalami kategorię wyżej. Wiem już nawet, z kim zawalczy w następnej walce, czyli obronie drugiego pasa.
Bajor z Sianosem, to?
PJ: To ciężka artyleria. Jeden cios, jedna śmierć – tak powiedział kiedyś Andrzej Janisz. Jak Sianos trafi to konia przewróci. Gdy jednak Bajor go obali, to na pewno będzie miał więcej argumentów po swojej stronie. Sianos nie tylko wygrywa wszystkie swoje walki przed czasem. Jego nigdy nikt nie znokautował i nie poddał – nawet na treningach. To jest ewenement, który ma spore szanse być czołowym zawodnikiem w kategorii ciężkiej w naszym kraju. Już jest wysoko, a może być jeszcze wyżej.
Wszyscy spodziewali się mniej sportowej walki Trybsona.
PJ: A będzie sportowa, bo zmierzą się ze sobą prawdziwi sportowcy. Już nie chcę słuchać, że Trybson to freak, który próbuje swoich sił na macie. To że ostatnio pobił mało poważnego „zawodnika” to inna kwestia. U nas będzie bił się z dobrymi sportowcami. Nie damy mu oczywiście od razu Jon Jonesa, ale Jarek Lech to solidna firma i nie wiem jako matchmaker, który z wojowników okaże się lepszy w tym pojedynku.
Jak idzie sprzedaż biletów?
PJ: Dobrze, bardzo dobrze. Spodziewamy się najlepszej frekwencji podczas naszych gal we Wrocławiu. Zrobimy wszystko, aby kibice po walkach swoich ulubionych zawodników nie opuszczali hali i zostali na swoich miejscach do końca – mamy przygotowane pomysły, jak to zrobić – jesteśmy w dobrej myśli.
Gala FEN 26 będzie najlepszą w 2019 roku?
PJ: To się okaże po gali, ale na pewno zapowiada się najlepiej. Na papierze jest wszystko, aby tak było. Bilety sprzedają się od początku wybornie, więc mam nadzieję, że pod tym względem również tak będzie. Na pewno chcemy dawać kibicom igrzyska i walki, które będą im się podobały, które będą trzymały w napięciu.
Co w 2020 roku?
PJ: Przyspieszymy – tylko mogę tylko powiedzieć. Kibiców naszej federacji czeka wiele dobrego.