Artur Szpilka (22-4, 15 KO) nie zamierza udzielać wywiadów po bolesnej porażce z rąk Derecka Chisory w Londynie, 20 lipca. Polak zgodził się jedynie na rozmowę z Kamilem Wolnickim z „Przeglądu Sportowego” i całą winę za przegraną z Brytyjczykiem wziął na siebie.
– Najgorsze jest to, że nawet nie mam zadraśnięcia. Żadnego śladu walki. Jeden cios zakończył wszystko. I stało się to po najlepszych przygotowaniach w życiu. Nie siedzę w internecie, ale kiedy ktoś mnie oznacza, to widzę, co się mówi. I większość rzeczy nie jest prawdą. Nie było żadnej taktyki polegającej na wchodzenie w cios Derrecka, jak się sugeruje. To akurat ja sam sobie ubzdurałem już w ringu. Nie przewidziałem, że on ma tyle siły. Pod koniec pierwszej rundy przyjąłem jego ciosy na blok, nie poczułem w nich jakiejś ogromnej mocy i pomyślałem, że stanę w miejscu… Trener kategorycznie mi tego zabronił, miałem pierwszych sześć–siedem rund ruszać się tak, żeby go zmęczyć. Niestety, nie posłuchałem. Najbardziej przykro mi z powodu trenera Romana Anuczina. Nie chcę nikogo gloryfikować, ale jest naprawdę fantastycznym szkoleniowcem, nigdy nie spotkałem na swojej kogoś takiego. Zbudowaliśmy świetną formę. Jedno, co ciągle powtarzał mi trener, wręcz się wydzierał, to że nie mogę stać przy linach. No a ja to zrobiłem. Chisora bije mocno, ale jest bardzo wolny. Nie wiem, na co liczyłem, naprawdę nie wiem – powiedział Artur Szpilka.
„Szpila” kategorycznie zaprzeczył pogłoskom o końcu kariery. 30-letni bokser będzie chciał powrócić na ring jak najszybciej się da. – Nie będzie mi trudno wrócić, bo nie chcę życia bez boksu. Teraz, zaraz po walce, trudno coś powiedzieć, ale nie wyobrażam sobie, żebym miał robić coś innego. Czekam na wyniki badań, choć jestem pewny, że wszystko jest w porządku – dodał.
Cały artykuł można przeczytać tutaj>>>