Borys Mańkowski (nr 1 w rankingu SSW) 27 maja stanął przed największym wyzwaniem w zawodowej karierze w MMA. Mistrz KSW w wadze półśredniej (do 77 kg) na PGE Narodowym, przy dopingu niemal 60 tysięcy kibiców, dał wyrównany pojedynek z Mamedem Chalidowem (nr 2 w rankingu SSW), który ostatecznie przegrał dopiero na punkty.
„Diabeł Tasmański” dopiero tydzień po walce zdecydował się na kilka słów podsumowania swojego występu w Warszawie. Zawodnik z poznańskiego Ankosu Zapasy podziękował swoim sponsorom, dziewczynie i sparingpartnerom.
– Minął już ponad tydzień od walki. Podczas tych paru dni zdążyłem utwierdzić się w tym, że walka była naprawdę dobra, nie rewelacyjna, bo taka nigdy nie jest (w szczególności kiedy moja ręka niestety nie powędrowała ku górze),ale Wy byliście ze mnie zadowoleni, a to jest dla mnie najważniejsze, żeby nie było wstydu za to, co reprezentuje w oktagonie. Ja się czuję wygrany… Nie patrzę na werdykt, nie patrzę na rekord, ani nagłówki gazet… Dzięki WAM, czuję w sobie niesamowitą energię – energię zwycięstwa i odczuwam ogromną motywację do tego, by rozwinąć się jeszcze bardziej, tak byście myśleli, że naprawdę pochodzę z planety Saiyan. Dziękuję Wam za to – wyznał na facebookowym profilu Borys Mańkowski.
27-latek z Poznania na KSW 39: Colosseum przegrał szósty raz w zawodowej karierze. Chalidow przerwał też jego serię sześciu zwycięstw z rzędu, ale pomimo tego Mańkowski zachował mistrzowski tytuł w wadze do 77 kg.
